Niedzielny mecz 5. kolejki IV ligi między Astrą Ustronie Morskie a Gwardią Koszalin to historia, która mogłaby posłużyć za scenariusz do filmu. Zakończył się remisem 3:3, ale wynik nie oddaje pełni dramatyzmu tego spotkania.
Początek to istny blitzkrieg w wykonaniu gospodarzy. Już w 3. minucie Mateusz Rzeszotarski popisał się fantastycznym uderzeniem, dając Astre na prowadzenie. Zaledwie osiem minut później, po sprytnym zagraniu Pawła Bugaja, bramkę na 2:0 zdobył Marcel Korona. W tym momencie kibice Astry musieli być w siódmym niebie.
Ale to była tylko cisza przed burzą. Zaledwie kwadrans po podwyższeniu wyniku, Gwardia wzięła się do roboty. Dwa gole z rzutów wolnych, najpierw w 24. minucie za sprawą Szymona Pańczyszyna, a następnie w 39. minucie po strzale Roberta Smutka, doprowadziły do wyrównania. Do tego doszły kontuzje, które osłabiły Astre (z boiska zeszli Rzeszotarski i Łukasz Szczerba).
Druga połowa to festiwal niewykorzystanych szans. Obie drużyny miały okazje do zmiany wyniku, ale bramkarze i obrońcy byli na posterunku. W 86. minucie wydawało się, że Gwardia zada decydujący cios. Ponownie Robert Smutek, który wydaje się być w świetnej formie, strzelił swojego szóstego gola w sezonie i dał gościom prowadzenie 3:2.
Jednak Astra pokazała charakter. Cztery minuty po utracie gola, Wiktor Kuzemczak groźnie strzelał z dystansu, ale piłka minęła bramkę. Ostatecznie mecz zakończył się remisem, co oznacza, że obie drużyny musiały podzielić się punktami po prawdziwym rollercoasterze emocji.
Fotografia: źródło pixabay.com