Marzyli o spokojnej emeryturze na wsi, uciekając od miejskiego zgiełku. Niestety, dla mieszkańców Mielenka Gryfińskiego sielanka skończyła się około roku temu. To właśnie wtedy, na skraju lasu, tuż obok pastwisk i domów, Bractwo Kurkowe otworzyło strzelnicę. O nowym, uciążliwym sąsiedztwie dowiedzieli się, gdy padły pierwsze strzały.
Zwierzęca panika i bezradność rolników
Kanonada dobiegająca z obiektu stała się prawdziwym utrapieniem. Jacek Buszta, którego pastwisko znajduje się zaledwie 100 metrów od strzelnicy, z bezradnością obserwuje swoje stado kilkuset krów. Opisuje, że na odgłos strzałów zwierzęta wpadają w przeogromną panikę i rzucają się do ucieczki w tak zwanym owczym pędzie. Taka sytuacja stwarza ryzyko urazów, a niedawno doszło nawet do poronienia. Rolnik nagrywa filmy, na których widać galopujące stado i słychać przeraźliwe, paniczne ryki krów, które w ten sposób ostrzegają się nawzajem i nawołują zagubione cielaki.
Problem dotyka też innych. Dwa kilometry dalej swoje koniki polskie hoduje Jacek Wasik. Choć dla ludzkiego ucha wystrzały są tam ledwo słyszalne, jego zwierzęta doskonale wiedzą, kiedy zaczyna się trening. Jak tłumaczy, konie są płochliwe, w stresie biegają wzdłuż ogrodzenia, a po strzelaniu przez dwa-trzy dni boją się wracać na swoje ulubione pastwiska.
Pan Leszek, który uciekł z hałaśliwego Szczecina, żali się, że zamiast wiejskiej ciszy ma poligon. Najgorzej hałas znosi jego pies, Pula. Mówi, że gdy tylko zaczyna się kanonada, suczka chowa się do budy i nie chce z niej wyjść. To jak sylwester, tylko kilka razy w tygodniu – dodaje zrezygnowany.
Druga strona medalu: „Działamy zgodnie z prawem”
Prezes Bractwa Kurkowego, Marek Woś, zna zarzuty sąsiadów. Podkreśla, że przez rok podjęto już działania mające wytłumić hałas, takie jak postawienie drewnianych pergoli czy namiotu z pianką akustyczną. W jego opinii, zawody odbywają się tylko raz w miesiącu i trwają cztery godziny, a treningi raz w tygodniu przez dwie godziny. Jest przekonany, że gdyby ze strony rolnika była dobra wola, problemu by nie było. Twierdzi też, że dysponuje nagraniami, na których widać, że krowy wcale nie uciekają, a jedynie spokojnie odchodzą. Zapewnia, że pomiary hałasu nie wykazały przekroczenia dopuszczalnych norm.
Nie decybele, a nagły huk
Zamówiona przez jednego z rolników opinia weterynaryjna rzuca na sprawę nowe światło. Ekspert wyjaśnia, że problemem nie jest stały poziom hałasu, a tzw. hałas impulsowy – nagłe, nieprzewidywalne wystrzały. Krowy, ze względu na swój wrażliwy słuch, odbierają je jako sygnał śmiertelnego zagrożenia, podobny do odgłosów drapieżników, i nie są w stanie się do niego przyzwyczaić.
Prezes Bractwa przyznaje, że rozumie, iż zwierzęta inaczej odbierają bodźce i zapowiada dalsze działania. W planach jest budowa profesjonalnych ekranów dźwiękochłonnych, jednak na to potrzebne są pieniądze. Sprawą zajęli się już lokalni radni, którzy zwrócili się do Nadzoru Budowlanego o zbadanie legalności powstania strzelnicy.
Fotografia: pixabay.com

