W Koszalinie atmosfera polityczna jest naprawdę gęsta. Inicjatorzy referendum w sprawie odwołania prezydenta miasta, Tomasza Sobieraja, właśnie zrobili kolejny, bardzo poważny krok. W poniedziałkowe popołudnie do koszalińskiej delegatury Krajowego Biura Wyborczego (KBW) trafiła pierwsza pula list, a we wtorek, tuż przed upływem terminu, doniesiono kolejne. Łącznie zebrano prawie 9 tysięcy podpisów mieszkańców.
Co teraz? Rusza wielkie liczenie
Teraz piłka jest po stronie urzędników. Jak poinformowała Patrycja Wysoczańska, dyrektor lokalnego KBW, komisarz wyborczy ma 30 dni na dokładne sprawdzenie zarówno samego wniosku, jak i zebranych podpisów. Po tym czasie wyda postanowienie – albo o przeprowadzeniu referendum, albo o odrzuceniu wniosku.
Weryfikacja będzie bardzo skrupulatna. Każdy podpis zostanie prześwietlony. „Osoby, które podpisały się na liście muszą być w Centralnym Rejestrze Wyborców w Koszalinie” – podkreślono. Oznacza to, że wszystkie wpisy bez imienia czy numeru PESEL będą od razu uznawane za nieważne.
Wysoka poprzeczka
Aby w ogóle uruchomić procedurę, inicjatorzy (którzy na razie konsekwentnie odmawiają komentarzy mediom) musieli zebrać prawie osiem tysięcy ważnych podpisów. Wygląda na to, że mają lekki zapas, ale wszystko zależy od ostatecznej weryfikacji.
To jednak nie koniec wyzwań. Jeśli referendum faktycznie się odbędzie, czeka je jeszcze jeden, bardzo wysoki próg. Aby głosowanie w sprawie odwołania prezydenta było ważne, do urn musiałoby pójść co najmniej 60% liczby osób, które głosowały w ostatnich wyborach prezydenckich. W praktyce oznacza to, że w referendum musiałoby wziąć udział ponad 19 600 mieszkańców. Szykuje się więc gorący polityczny okres w Koszalinie.
Fotografia, źródło: Facebook – OdwolajSobieraja.pl – Referendum w Koszalinie

