W miniony weekend w San Francisco doszło do dramatycznych wydarzeń, jednak tym razem uwaga mediów skupia się nie tylko na samej tragedii, ale na jej potencjalnym, niemym świadku. Okazuje się, że tuż obok miejsca zdarzenia zaparkowane było autonomiczne auto Waymo, które mogło zarejestrować każdy szczegół zajścia.
Te futurystyczne pojazdy to jeżdżące centra monitoringu. Niektóre źródła podają, że są one wyposażone nawet w 29 obiektywów, które nieustannie skanują otoczenie. Dzięki temu istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że policyjne śledztwo zyska kluczowy dowód wideo, dostarczony przez sztuczną inteligencję.
Wielki Brat na czterech kołach?
Sytuacja ta ponownie rozpala dyskusję na linii bezpieczeństwo a prywatność. Choć nie potwierdzono jeszcze, czy służby oficjalnie wystąpiły o nagrania, stanowisko operatora floty jest jasne. Firma zapewnia, że postępuje transparentnie, ale stanowczo: dane udostępniane są wyłącznie zgodnie z obowiązującymi procedurami prawnymi, a ich zakres jest ograniczany do niezbędnego minimum, by uniknąć nadużyć.
To nie pierwszy raz, gdy nasze gadżety stają po stronie prawa. W przeszłości kluczowymi świadkami bywały już:
- inteligentne asystenty głosowe,
- kamery w samochodach marki Tesla,
- a nawet robotyczni dostawcy pizzy, którzy nagrali próbę własnego porwania.
Wygląda na to, że robotaxi stają się mimowolnym, ale potężnym elementem miejskiego monitoringu. Dla organów ścigania to nieoceniona pomoc, jednak dla zwolenników prywatności to wyraźny sygnał, że w nowoczesnym mieście coraz trudniej ukryć się przed wszechobecnym okiem kamery.
Fotografia, źródło: Gemini

