Wiara w wodór nie słabnie, choć rzeczywistość okazała się nieco bardziej skomplikowana, niż zakładały kolorowe broszury. Miało być nowocześnie, ekologicznie i tanio, a wyszło… cóż, głównie drogo. W przypadku autobusów wodorowych entuzjazm zderzył się z brutalną ekonomią, gdzie cena kilograma wodoru potrafiła osiągnąć niemal 70 zł, podczas gdy tradycyjny olej napędowy kosztował ułamek tej kwoty.
Mimo apeli samorządowców do ministerstwa o wsparcie finansowe i programy osłonowe, eksperci nie pozostawiają złudzeń: wiara w nagły spadek kosztów produkcji tego paliwa była domeną niepoprawnych optymistów. Czy to oznacza koniec marzeń o zielonym transporcie?
Szansa na szynach?
Okazuje się, że niekoniecznie! Choć w autobusach technologia ta na razie kuleje, Kraków spogląda w stronę tramwajów wodorowych. Rozmowy trwają, choć nikt nie ukrywa, że bariery są potężne. Głównym problemem pozostaje prozaiczna dostępność paliwa i brak infrastruktury.
Przedstawiciele krakowskiego przewoźnika otwarcie przyznają, że plany zakupu dużej floty autobusów na wodór musiały zostać zweryfikowane przez rzeczywistość. Trudno bowiem inwestować w setki pojazdów, gdy na rynku brakuje firm gwarantujących ciągłość dostaw przez cały rok. Bezpieczeństwo operacyjne jest kluczowe, dlatego na razie skończyło się na testach i mniejszej liczbie maszyn zasilanych z mobilnych stacji.
Jednak tam, gdzie jedni widzą problem, inni dostrzegają szansę dla nowej generacji tramwajów. Dlaczego to może się udać? Producenci taboru wskazują na konkretne zalety takiego rozwiązania:
- Możliwość budowy nowych linii bez konieczności wieszania sieci trakcyjnej (co jest zbawienne np. w zabytkowych centrach miast).
- Szybsze uruchamianie tras tymczasowych.
- System hybrydowy: tramwaj mógłby korzystać z sieci tam, gdzie ona istnieje, i doładowywać baterie, a wodór wykorzystywać tylko na odcinkach bez „drutów”.
To podejście mogłoby uratować estetykę miast – w Krakowie już myśli się o zdjęciu sieci np. wokół Plant. Czy zatem tramwaje uratują wodorowy honor transportu publicznego? To wciąż pieśń przyszłości, ale brzmi ona coraz wyraźniej.
Fotografia, źródło: Gemini

