Choć na parkiecie dają z siebie wszystko, to walka o należne im wynagrodzenia okazuje się znacznie trudniejsza niż jakikolwiek mecz. Kilka byłych zawodniczek superligowego klubu z Koszalina wciąż nie otrzymało pensji za maj, czyli ostatni miesiąc obowiązywania ich kontraktów. Sprawa ujrzała światło dzienne, bo dziewczyny mają już dość czekania i „mydlenia oczu”.
Życie na kredyt zaufania
Sytuacja nie dotyczy tylko jednego miesiąca. Z relacji samych zainteresowanych wynika, że opóźnienia w wypłatach były w tym klubie chlebem powszednim od lat. Frustracja narastała, aż w końcu tama pękła.
Jedna z rozgrywających nie kryje rozgoryczenia, zaznaczając, że minęło już pół roku od wygaśnięcia umowy. Jak przyznaje wprost, każdy kolejny dzień zaległości jest kolejnym dniem przyzwolenia na takie traktowanie. Wtórują jej koleżanki z boiska, które wspominają, że terminowe przelewy w Koszalinie były rzadkością niczym święto:
- Na palcach jednej ręki można było policzyć wypłaty na czas w ciągu kilku lat.
- Zdarzały się przestoje trwające nawet trzy miesiące.
- Zawodniczki musiały opłacać mieszkania, jedzenie i ZUS (przy prowadzeniu działalności) z własnych oszczędności.
Mimo dobrych wspomnień związanych z miastem i kibicami, brak stabilności finansowej przysłonił sportowe emocje. Dość czekania na coś, co nam się należy za wykonaną pracę – słyszymy w gorzkich komentarzach.
Klub walczy o przetrwanie
Władze klubu nie chowają głowy w piasek i przyznają: jest ciężko. Problemy wynikają głównie z utraty sponsora tytularnego na początku sezonu. Prezes rozważał nawet drastyczny krok, jakim byłoby wycofanie zespołu z rozgrywek, ale ostatecznie postanowiono walczyć dalej – głównie ze względu na historię i oddanych kibiców.
Zarząd deklaruje, że zaległości zostaną uregulowane, a ostateczny termin wyznaczono na koniec listopada, z ewentualną „furtką” do połowy grudnia. Sprawie przygląda się też sama Superliga, która jasno komunikuje, że takie sytuacje są niedopuszczalne i naciska na szybkie rozwiązanie problemu.
Pomocną dłoń wyciąga również miasto. Prezydent Koszalina przeznaczył 200 tysięcy złotych na promocję poprzez sport, co ma pomóc postawić klub na nogi przynajmniej do końca roku. Czy to wystarczy, by odbudować zaufanie? Czas pokaże, ale zawodniczki mają nadzieję, że ich głośny sprzeciw poprawi standardy w całej lidze.
Fotografia: pixabay.com

