W Kołobrzegu trwa gorąca dyskusja, która doskonale obrazuje odwieczny miejski dylemat: więcej betonu dla aut czy więcej zieleni dla ludzi? Spór dotyczy działki przy ulicy Wojska Polskiego, która przez dekady służyła miejscowym kierowcom jako nieformalny parking. Dziś jednak przyszłość tego miejsca stoi pod dużym znakiem zapytania, a emocje sięgają zenitu.
Szlaban niezgody
Sytuacja skomplikowała się w momencie, gdy jedna z sąsiedzkich wspólnot mieszkaniowych postanowiła zadbać o swój teren i… postawiła szlaban. Problem w tym, że bariera odcięła jedyny dojazd do miejskiej działki, na której mieszkańcy zwykli zostawiać swoje samochody. Reakcja miasta była błyskawiczna – skoro dojazd jest zablokowany, urzędnicy postanowili zmienić przeznaczenie terenu.
Zamiast placu manewrowego, Ratusz – na wniosek części mieszkańców – planuje stworzyć tam modny ostatnio park kieszonkowy. Ta wizja nie spodobała się jednak grupie blisko 90 osób, które z dnia na dzień zostały z wizją utraty miejsc postojowych.
Gdzie podziać 80 samochodów?
Zmotoryzowani mieszkańcy nie kryją oburzenia. Jak sami przyznają, na spornym terenie mieściło się ponad 80 aut. Ich argumenty są proste i przyziemne:
- Brak alternatywy dla parkowania w pobliżu,
- Obawa o to, gdzie „upchnąć” kilkadziesiąt pojazdów,
- Przyzwyczajenie do funkcjonującego od lat rozwiązania.
Urzędnicy odbijają piłeczkę, tłumacząc, że to nie „widzimisię” miasta, ale kwestia braku dostępu. Jak podkreślają przedstawiciele magistratu, teren nie ma bezpośredniego połączenia z drogą publiczną, a przejazd przez prywatną posesję został zablokowany przez samych mieszkańców (wspólnotę). W takiej sytuacji utrzymywanie tam parkingu jest dla miasta nie do przyjęcia.
Czy doczekamy się kompromisu? Obie strony zapowiadają dalsze rozmowy. Na ten moment losy działki wciąż się ważą, a sąsiedzka atmosfera pozostaje napięta.
Fotografia, źródło: Google Maps

