Zajmują cenne miejsca parkingowe, straszą wyglądem i czasem stwarzają realne zagrożenie. Porzucone „graty” to zmora wielu osiedli, ale w Koszalinie walka z nimi trwa w najlepsze, a statystyki pokazują, że służby nie próżnują.
Liczby mówią same za siebie
Od początku roku strażnicy miejscy mieli pełne ręce roboty, otrzymując około 200 zgłoszeń od zdenerwowanych mieszkańców. Efekt tych działań jest konkretny: w 142 przypadkach właściciele sami usunęli swoje pojazdy, natomiast 51 aut musiało zostać odholowanych na lawetach.
Kiedy straż może zabrać auto?
Sprawa nie jest jednak tak prosta, jak mogłoby się wydawać, bo przepisy są bardzo precyzyjne. Aby służby mogły interweniować, auto musi stwarzać zagrożenie – na przykład posiadać wybite szyby czy wycieki płynów – lub wyglądać na trwale nieużywane. Brak tablic rejestracyjnych, widoczne zniszczenia czy rosnąca wokół roślinność to jasne sygnały do działania.
Jak tłumaczą funkcjonariusze, „nie zawsze interwencja jest możliwa”. Czasem samochód sprawia wrażenie porzuconego, ale jeśli jest zamknięty i ma powietrze w kołach, możliwości prawne strażników są mocno ograniczone.
Lepiej zabrać wrak samemu
Procedura zazwyczaj zaczyna się od próby dotarcia do właściciela i nakazania usunięcia pojazdu. Większość osób, w obawie o swój portfel, szybko reaguje. I słusznie, bo koszty zwlekania są bolesne:
- samo odholowanie to wydatek rzędu 270 złotych,
- do tego dochodzi opłata w wysokości 12 złotych za każdą dobę postoju na parkingu strzeżonym.
Fotografia, źródło: Gemini

