Jeśli czekaliście z kwiatami na otwarcie nowego dworca w Koszalinie w grudniu tego roku, to możecie je schować do wazonu. Albo na kompost. PKP S.A. właśnie ogłosiło „strategiczną decyzję”, która w tłumaczeniu z korporacyjnego na ludzki oznacza: klapa totalna. Po miesiącach ciszy i hulającego wiatru na placu budowy, kolejarze przyznali, że z obecnym wykonawcą to jednak nie wyjdzie.
Budowa z dreszczykiem (grozy)
Dlaczego robotnicy zniknęli z placu budowy szybciej niż pociągi z rozkładu? Okazuje się, że sprawa była poważna, a wręcz wybuchowa. Jak czytamy w oficjalnych tłumaczeniach, główną przyczyną zatrzymania inwestycji były poważne błędy w dokumentacji projektowej, grożące katastrofą budowlaną. Tak, dobrze czytacie. Ktoś tak policzył obciążenia konstrukcji, że nowy dworzec mógłby stać się atrakcją turystyczną jedynie dla fanów gruzowisk.
Prace stanęły w lutym 2024 roku, a my dopiero teraz dowiadujemy się, że negocjacje spełzły na niczym. Termin oddania inwestycji w grudniu 2024 roku można więc włożyć między bajki.
Co teraz wymyślili stratedzy z PKP?
Skoro stary plan groził katastrofą, a wykonawca miał czelność mieć roszczenia, PKP postanowiło zrobić to, co urzędy lubią najbardziej – ogłosić nowy przetarg. Plan na najbliższe miesiące (lub lata, kto by to liczył) wygląda następująco:
- Poszukiwanie nowego śmiałka (wykonawcy), który spróbuje dokończyć ten bałagan.
- Spotkanie z władzami miasta, pewnie po to, by wspólnie popłakać nad losem pasażerów.
- Analiza prawna, czyli szukanie winnych, żeby wyciągnąć od nich odszkodowania.
Mieszkańcom Koszalina gratulujemy cierpliwości, a PKP życzymy, by kolejny projektant chociaż umiał obsługiwać kalkulator. Pociąg do nowoczesności właśnie odjechał w siną dal!
Fotografia, źródło: Gemini

