Wygląda jak zabawka, ale to prawdziwa rewolucja w świecie technologii. Wyobraź sobie maszynę, która nie ma ani grama metalu, żadnych kabli, a po zakończonej misji… po prostu znika w Twoim żołądku. Naukowcy z Lozanny (EPFL) udowodnili, że przyszłość robotyki może być nie tylko funkcjonalna, ale i w pełni jadalna.
Chemia prosto z kuchni
Zamiast śrubek i plastiku – żelatyna, wosk i jadalne barwniki. To brzmi jak przepis na żelki, ale w rzeczywistości to składniki zaawansowanego robota. Jego serce nie jest zasilane prądem, ale reakcją chemiczną, którą doskonale znasz z własnej kuchni. Pneumatyczna bateria działa dzięki połączeniu kwasu cytrynowego i sody oczyszczonej.
Mechanizm jest genialny w swojej prostocie. Wewnątrz miękkiego korpusu znajdują się komory oddzielone cieniutką membraną. Gdy aktywator przebija barierę, następuje gwałtowna reakcja, a wytworzony dwutlenek węgla pompuje żelatynowe „mięśnie” robota. Efekt? Ruch bez użycia elektroniki.
Po co nam jadalne maszyny?
Choć brzmi to jak eksperyment szalonego cukiernika, projekt RoboFood ma bardzo poważne zastosowania:
- Pomoc zwierzętom: Robot może udawać smakowitą zdobycz, by bezstresowo przemycić leki dzikim zwierzętom.
- Ekologia: To genialna odpowiedź na problem elektrośmieci – maszyna po prostu się rozkłada lub zostaje strawiona.
- Ratownictwo: Bezpieczne działanie w miejscach, gdzie klasyczna elektronika mogłaby zawieść.
Trwają już nawet testy wersji dla ludzi. Ochotnicy sprawdzali owocowe warianty napędu, oceniając ich smak i teksturę. Jak podkreślają twórcy, to coś więcej niż ciekawostka – to otwarcie drzwi do nowej klasy zastosowań, gdzie liczy się bezpieczeństwo dla otoczenia i brak długofalowych skutków ubocznych. W pełni biodegradowalne roboty mogą wkrótce stać się standardem w medycynie i ochronie środowiska.
Fotografia, źródło: Gemini

