Jeszcze kilka lat temu slot na kartę microSD był absolutnym standardem, bez którego wielu z nas nie wyobrażało sobie życia. Dziś to domena głównie budżetowych modeli, a my przyzwyczailiśmy się do chmury i wbudowanej pamięci. Okazuje się jednak, że historia lubi zataczać koło i już w przyszłym roku możemy być świadkami wielkiego powrotu fizycznych nośników danych do telefonów.
Sztuczna inteligencja miesza na rynku
Skąd ta nagła zmiana frontu? Wszystkiemu winna jest obecna sytuacja na rynku podzespołów. Ceny pamięci – zarówno operacyjnej RAM, jak i tej na dane – drastycznie rosną. Powód jest prozaiczny: ogromny popyt ze strony branży AI. Giganci technologiczni skupują wszystko, co możliwe, by napędzać swoje centra danych i akceleratory sztucznej inteligencji. Dla producentów pamięci priorytetem stały się więc drogie i dochodowe moduły dla biznesu, a potrzeby zwykłych konsumentów zeszły na drugi plan.
To stawia producentów smartfonów przed trudnym wyborem w kontekście nadchodzącego 2026 roku:
- Utrzymać duże pojemności (256/512 GB) i drastycznie podnieść ceny telefonów.
- Ograniczyć wbudowaną pamięć, ale dać użytkownikom furtkę w postaci slotu microSD.
Powrót do korzeni, ale z haczykiem
Wiele wskazuje na to, że firmy wybiorą bramkę numer dwa, szczególnie w przypadku modeli ze średniej półki cenowej. Zamiast drogich w produkcji wariantów z 512 GB pamięci, możemy otrzymać tańsze wersje podstawowe z możliwością rozbudowy. Mówi się o zastosowaniu klasycznego rozwiązania, czyli tacki hybrydowej. Oznacza to, że użytkownik będzie musiał wybrać: albo dwie karty SIM, albo jedna karta SIM i karta pamięci.
Nie nastawiajmy się jednak na to rozwiązanie we flagowcach. W najdroższych modelach typu „premium” każdy milimetr miejsca w obudowie jest na wagę złota, a wysokie marże pozwalają producentom na większą elastyczność cenową. Jednak w segmencie, gdzie trwa zażarta walka o klienta ceną, powrót slotu microSD może okazać się strzałem w dziesiątkę i ratunkiem dla naszych portfeli.
Fotografia, źródło: Gemini
