Firmy technologiczne chętnie chwalą się byciem „eko”, ale rzadko wspominają o realnych kosztach utrzymania swoich potężnych systemów. W 2025 roku prawda wyszła na jaw: sztuczna inteligencja przestała być tylko symbolem innowacji, a stała się poważnym obciążeniem dla środowiska. Najnowsze dane pokazują, że zaplecze energetyczne AI – od serwerów po ogromne centra danych – zużywa tyle prądu, co spore państwo.
Apetyt na prąd godny wielkiego mocarstwa
Zapotrzebowanie systemów AI na energię w mijającym roku sięgnęło poziomu 23 gigawatów. To wynik porównywalny ze zużyciem prądu przez całą Wielką Brytanię! Choć najwięcej takich obiektów wciąż działa w Stanach Zjednoczonych, Europa depcze im po piętach, posiadając już 15 proc. światowej infrastruktury. Dla nas oznacza to realne wyzwanie, bo rosnący głód mocy obliczeniowej zaczynają odczuwać lokalne sieci energetyczne.
Ocean wody na chłodzenie serwerów
Jeszcze bardziej porażające są dane dotyczące zasobów wodnych. Centra danych potrzebują wody nie tylko do chłodzenia nagrzewającego się sprzętu, ale gigantyczne ilości pochłania też sama produkcja prądu. Szacuje się, że AI mogła zużyć w tym roku nawet 764 miliardy litrów wody. To niemal tyle, ile wynosi roczna światowa produkcja wody butelkowanej.
- AI generuje rocznie od 32,6 do blisko 80 mln ton CO2.
- To poziom emisji porównywalny z ogromną światową metropolią.
- Większość korporacji wciąż unika pełnej przejrzystości w raportowaniu tych danych.
Kto zapłaci ten rachunek?
Eksperci alarmują, że obecne wyliczenia i tak mogą być zbyt ostrożne. Większość danych opiera się na publicznych raportach, podczas gdy technologiczni giganci niechętnie dzielą się szczegółami. Jak słyszymy w kuluarach branży, przy obecnej skali zużycia wszelkie deklaracje o neutralności klimatycznej można włożyć między bajki. Pytanie nie brzmi już, czy rozwój AI nas kosztuje, ale czy jesteśmy gotowi ponieść ten koszt w sposób świadomy i transparentny.
Fotografia, źródło: Gemini
