Masz czasem wrażenie, że zbieranie podpisów poparcia dla kandydatów w wyborach to relikt przeszłości? 📜 Obecny system, wymagający zebrania aż 100 tysięcy podpisów, nie tylko faworyzuje duże partie, ale też rodzi poważne obawy o uczciwość.
Niedawno głośno było o tym, jak wygląda „zdobywanie” poparcia. Problem w tym, że nikt tak naprawdę nie weryfikuje autentyczności podpisów. Teoretycznie, jeśli ktoś zna nasze dane – imię, nazwisko, PESEL i adres – mógłby dopisać nasze nazwisko na liście, a my nawet byśmy o tym nie wiedzieli.
Nadchodzi cyfrowa rewolucja
Na szczęście mamy narzędzie, które może to zmienić: mObywatela. Rządowa aplikacja ma nie tylko ułatwić cały proces, ale przede wszystkim zapewnić przejrzystość i ukrócić ewentualne nadużycia. W końcu dziś możemy nieświadomie przyczynić się do startu kandydata, z którym wolelibyśmy nie mieć nic wspólnego.
Pomysł cyfryzacji zbiórki podpisów pojawił się już wcześniej, ale teraz nabiera realnych kształtów. Jak poinformował wiceminister cyfryzacji, odpowiednia podkomisja przyjęła już projekt ustawy wprowadzającej cyfrowy system zbierania podpisów przy wyborach. Podobno walka o to trwała od co najmniej dwóch lat i wreszcie widać światełko w tunelu.
Co to dla nas oznacza?
To spora zmiana! Nowy system to nie tylko wygoda, czyli możliwość zdalnego udzielenia poparcia. To przede wszystkim automatyczna weryfikacja i, co najważniejsze, pełna transparentność.
- W mObywatelu będzie można sprawdzić, gdzie faktycznie figuruje nasz podpis.
- Koniec z obawami, że nieświadomie „poparliśmy” kogoś, z kim nam nie po drodze.
- System może ukrócić praktyki „cudownego” zbierania 100 tysięcy podpisów przez mało znanych kandydatów.
Teraz pozostaje czekać na wdrożenie. Do następnych wyborów jeszcze trochę czasu, ale lepiej wprowadzić tę nowość szybciej i mieć pewność, że zadziała. Będzie ciekawie, jeśli w przyszłości okaże się, że nagle zabraknie kandydatów, którzy „znikąd” zdobywali wymagane poparcie. 👍
Fotografia, źródło:
