W regionie oficjalnie rozpoczął się sezon na kupowanie najważniejszej ryby w roku. Choć sklepowe lodówki pękają w szwach, zauważalny jest wyraźny trend: zamiast do marketu, wolimy pofatygować się osobiście do lokalnych gospodarstw rybackich. Liczy się nie tylko etyka i dobrostan zwierząt, ale przede wszystkim jakość, którą bezbłędnie czuć na talerzu.
Sekret tkwi w pszenicy i ruchu
Dlaczego ryba prosto ze stawu ma przewagę? Jak tłumaczą hodowcy, kluczem jest to, by była „wypływana”. Jak karmi się ją zbożem, mięso jest bardzo zwięzłe, bo ryba musi się napływać, żeby nazbierać robaczków – słyszymy od lokalnych producentów. W menu takich ryb króluje pszenica, która nadaje mięsu specyficzną słodycz, oraz odrobina rzepaku dla „tłuszczyku”, co przekłada się na wyśmienity smak.
Klienci doceniają ten wysiłek, wybierając dorodne karpie królewskie, które planują przyrządzić tradycyjnie – smażąc na maśle klarowanym. Wielu mieszkańców kupuje rybę już teraz, by ją wyczyścić i zamrozić. Zapewniają przy tym, że po rozmrożeniu dzień przed Wigilią będzie ona smakować tak samo dobrze, jak ta świeża.
Dobra wiadomość dotyczy również portfela. Ceny u hodowców utrzymały się na poziomie z ubiegłego roku, a za kilogram żywej ryby zapłacimy od 25 złotych.
Fotografia: pixabay.com

