Pamiętacie, jak Unia Europejska sprawiła, że USB-C stało się standardem w smartfonach i innych gadżetach? To był dopiero początek! Teraz urzędnicy wzięli na celownik same ładowarki, a efekty tej zmiany z pewnością odczujemy we własnych domach.
Uniwersalna ładowarka to przyszłość
Komisja Europejska wprowadziła nowe regulacje dla zasilaczy do smartfonów, laptopów, a nawet routerów. W skrócie: każda nowa ładowarka wykorzystująca standard USB będzie musiała posiadać co najmniej jeden port USB-C. Co więcej, kabel zasilający będzie musiał być odłączany od kostki.
Co to dla nas oznacza? Koniec ery ładowarek z wbudowanym na stałe kablem lub wyposażonych wyłącznie w stary port USB-A. To świetna wiadomość, bo jeden zasilacz będzie mógł naładować różne urządzenia. Wielu producentów, takich jak Apple, Samsung czy Google, już dawno przeszło na taki system. Jednak marki z Chin, na przykład Xiaomi ze swoimi superszybkimi ładowarkami o mocy 120 W, często wciąż trzymają się standardu USB-A.
Nowe przepisy nie oznaczają całkowitego zakazu portów USB-A. Producenci tacy jak Huawei czy OnePlus, którzy oferują ładowarki z oboma typami portów (USB-A i USB-C), już teraz są gotowi na nadchodzące zmiany. Kluczowe jest, aby ładowarka posiadała przynajmniej jeden port USB-C.
Nowe oznaczenia i dbałość o planetę
To nie wszystko! Aby ułatwić nam życie, na nowych ładowarkach pojawi się specjalne logo Unii Europejskiej z informacją o mocy zasilacza. Dzięki temu od razu będziemy wiedzieć, czy dana ładowarka pasuje do naszego sprzętu.
Nowe wymogi to także ukłon w stronę ekologii. Ładowarki będą musiały spełniać wyższe standardy efektywności energetycznej. Szacuje się, że pozwoli to zaoszczędzić ogromne ilości energii i zmniejszyć emisję gazów cieplarnianych aż o 9%. Producenci mają czas na dostosowanie się do przepisów do końca 2028 roku.
Fotografia: pixabay.com

