Netflix był bardzo pewien tego serialu i teraz już wiemy dlaczego. „Heweliusz”, nowe dzieło Jana Holoubka i Kaspra Bajona (czyli duetu odpowiedzialnego za hity „Rojst” i „Wielka Woda”), to mocna, poruszająca opowieść o największej katastrofie morskiej w powojennej Polsce. I tak, to jest świetny serial.
Jego struktura przypomina kręgi rozchodzące się na wodzie. Zaczynamy od fragmentów katastrofy i pierwszych, chaotycznych reakcji. Podobnie jak ludzie na lądzie, początkowo wiemy bardzo niewiele. Dopiero kolejne odcinki zanurzają nas głębiej – w emocje bohaterów, konsekwencje wypadku i powoli rysujące się przyczyny tragedii.
Nie tylko o katastrofie
Serial bardzo uważnie przygląda się swoim bohaterom i towarzyszy im w najtrudniejszych chwilach, ale unika łatwego oceniania. Nieważne, czy patrzymy na Jolantę (Magdalena Różczka), żonę kapitana (Borys Szyc), z którego władze próbują zrobić winnego, czy na rodzinę (Justyna Wasilewska, Tomasz Schuchardt), która straciła w wypadku żywiciela.
Oczywiście sceny tonącego promu to najwyższa realizacyjna półka i wspaniale pokazują grozę żywiołu. Jednak to nie starcie z morzem jest tu najważniejsze.
Kto naprawdę zawinił?
Kluczowe jest pytanie: dlaczego w ogóle doszło do tej katastrofy? Twórcy pokazują, jak państwo wspierało rodzimego armatora, wiedząc, że jeśli wina spadnie na niego, gigantyczne odszkodowania położą firmę na łopatki. Nie liczyło się nic poza „utrzymaniem miejsc pracy”, co w praktyce oznaczało ochronę biznesu przed konsekwencjami.
„Heweliusz” nie daje jednej prostej odpowiedzi. Ciężar odpowiedzialności spoczywa na całym systemie, dziadostwie rodzącej się w bólach III Rzeczpospolitej i kapitalizmie bez ludzkiej twarzy. To mocny wyrzut sumienia dla polityków i biznesu, pokazujący, że bezpieczeństwo i procedury przegrały z interesami. Pod spodem czai się po prostu chciwość, mylnie nazywana przedsiębiorczością.
Choć historia oparta jest na faktach, wiele nazw i osób pozmieniano, aby opowiedzieć zwartą historię. Niektórzy mogą poczuć, że serialowi brakuje mocniejszego, politycznego oskarżenia i że w kilku miejscach cofa się w pół kroku. Mimo tej zachowawczości, „Heweliusz” to kawał świetnie napisanej historii i powiew świeżości w polskich produkcjach, który wreszcie podejmuje poważną rozmowę o kosztach naszej transformacji.
Fot: Heweliusz Zwiastun Netflix


